xorcerer
Początkujący Wampir
Dołączył: 13 Cze 2006
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
|
Von Krolock u dr Freuda - cz.4: Róża światów |
|
Von Krolock u dr Freuda - cz.4: Róża światów
Ciemna noc świadomości powoli zaczynała ustępować pierwszym przebłyskom. Powoli, kolejnymi skokami, odrętwienie rozpuszczało się, jak pękający lód na wiosennej rzece. Nowe, dziwnie silne ciepło zdawało się rozlewać po twarzy, głowie, piersi, ramionach, brzuchu i udach, spływając w końcu do stóp. Oto nowe narodziny.
Świat wewnętrzny żył, jednak na zewnątrz wciąż znajdowała się mroczna, pusta kraina, pozbawiona światła i dźwięku.
Ciszę przerwał wysoki, skądś znajomy, kobiecy głos. Zdawał się otaczać, dochodzić z zewsząd.
G: Witaj w nowym ciele. A może raczej – witaj w nieznanej ci dotąd części twojego „ja”. Możesz teraz spróbować otworzyć oczy. Nie śpiesz się.
Światło wewnątrz głowy nagle zaczęło ostro rozbłyskiwać raz po raz. Rozświetlało obrazy, układające się w płomieniste, barwne, wielokątne, wirujące, kalejdoskopowe mozaiki. Temperatura opadała, światło powoli przestawało razić, wizje nabierały ciągłości. Z rozsypanych fragmentów powoli zaczął się składać nowy obraz świata.
Obraz miał przedziwną własność. Wystarczyło poruszyć głową, by cała mozaika przesypała się w zupełnie nową całość.
G: Właśnie wybierasz sposób, w jaki chcesz widzieć świat. Skup się na jednym obrazie, a znajdziesz swoją drogę przez ten labirynt.
Mozaika zaczęła się układać w znajomy obraz, przedstawiający wypaloną Słońcem polanę, okoloną kręgiem słupów. Każdy ruch głową zmieniał kształt słupów, formy i kolory wypełniające polanę u ich stóp. Jeden większy kształt zaczął przypominać leżącą postać ludzką. Kształty i barwy twarzy, ciała, ubrania zmieniały się z chwili na chwilę.
Tylko jeden element zdawał się być w miarę niezmienny. Na środku piersi leżącej postaci błyszczało czerwone światło – coś co przypominało niematerialny, wielościenny, rozświetlony od wewnątrz kryształ. Przyciągał uwagę z siłą magnesu, a cały świat dookoła zdawał się normalnieć i nabierać sensownych kształtów w jego świetle.
Rzeczy dookoła jednocześnie zdawały się mieć znajomą formę, lecz jednocześnie każda miała dodatkowo centralny, „świetlny kryształ”, w kalejdoskopie którego forma ta lekko zmieniała się.
W głowie rozbłysła myśl. „Ta leżąca postać, to przecież ja! Kim jestem teraz?”
Podniesione do oczu dłonie były białe, prześwitujące jak alabaster i... kobiece. Stopy stały zanurzone w fontannie wody. Nagie, kobiece ciało rozgrzewało Słońce i owiewała bryza przepięknego ogrodu ze snu.
G: Witaj, Różo. Pozwolę sobie tak Ciebie ochrzcić.
Nagle przyszło rozpoznanie. Imiona i nazwy zaczynały powracać do świadomości.
R: Czy to Pani, Doktor Freud?
F: Tak, to ja. Będę cię prowadzić dalej przez ten świat między snem a jawą.
R: Czy naprawdę umarłem by się znaleźć w ciele kobiety?
F: Niezupełnie umarłeś... a to niezupełnie jest nowe ciało. Tłumaczenie za długo by zajęło. Skup się, zostaw chaos myśli. Pozwól sobie wczuć się w swoją rolę.
„Popatrzmy, co my tu mamy - oto leżąca postać, dawniej von Krolock, teraz tylko nieruchoma kukiełka w przebraniu i makijażu wampira, ze śmiesznym, świetlistym, czerwonym klejnotem w piersi. Niby to ja... ale nie do końca”.
Twarz leżącego von Krolocka wyrażała nieziemski spokój, spełnienie, błogość i szczęście... wreszcie święty spokój?
„No tak, temu to dobrze. Wewnątrz mnie tego spokoju nie ma.”
Otaczający krąg starych drzew zaczął przyciągać uwagę. Każde z nich zdawało się mieć kształty podobne ludzkim... nawet bez specjalnego wpatrywania się w ich centralne „kryształy”.
Nagle kształty drzew zaczęły się zmieniać na coraz bardziej ludzkie. Postacie przybliżały się, coraz bardziej przypominając młodych chłopców i dojrzałych mężczyzn. W ich twarzach zaczęło się malować coś... czego von Krolock nie doświadczał na sobie w życiu.
Każdy z nich zdawał się mieć wielkimi literami wypisane na czole „CHCĘ CIEBIE”.
Bycie piękną kobietą ma swoje uroki... ale też i rodzi mroczne problemy.
Faceci stawali się coraz bardziej odrażający i odpychający w swojej dyszącej żądzy. Zbliżali się, osaczając Różę i leżącego u jej stóp nieruchomego von Krolocka. Jej serce zaczęło nieprzytomnie walić na alarm... bynajmniej nie z miłości do obleśnego tłumu.
„Ech, gdyby tak udało się wskoczyć na powrót w skórę Księcia, albo... chwileczkę.”
Róża sięgnęła dłonią do ust, otwierając je powoli. Zaczęła badać swoje zęby, jednocześnie sięgając drugą dłonią do swojego serca.
„Gdzie jest mój świetlisty kryształ?”
W końcu jeszcze całkiem niedawno była jednym z najbardziej niebezpiecznych wampirów chodzących po Ziemi.
„Zęby. Kły. Długie. Ja wam pokażę.”
Piękna Róża rozwarła szeroko szczęki w straszliwym, mściwym grymasie, wróżącym rychłą śmierć wszystkim, którzy są na tyle głupi, by podejść blisko. Z jej pięknych warg wyzierały ostre, wampirze kły.
„Chcecie mnie wykorzystać? No to chodźcie tu, po kolei...”
Skupiła się na pierwszym z mężczyzn. Ten, jakby przyciągany jej magnetycznym wzrokiem, zaczął iść szybciej w jej stronę, wpadając do wnętrza zacieśniającego się kręgu. Nieprzytomny wyraz jego twarzy zmienił się nagle w maskę przerażenia, gdy otworzył szerzej zaćmione pragnieniem oczy tuż przed twarzą Róży.
Na biały alabaster jej nagiego ciała bryznęła pierwsza, gorąca struga krwi. Pierwsze ciało legło u jej stóp, tuż obok ciała Księcia.
Róża wypluła z obrzydzeniem czerwoną juchę, starając się jej nie przełykać.
„Zabić. Zabić. Zabić...” ta mantra wprowadzała ją coraz głębiej w trans.
Część z pozostałych mężczyzn zaczęła przytomnieć... jednak byli już zbyt blisko, by wyrwać się z pola działania magnetycznego wzroku Róży. Ona zaś nie wytrzymała napięcia oczekiwania i zaczęła im się po kolei rzucać do gardeł, rozrywając je kłami.
Ogarnął ją bojowy szał berzerkera, znowu stała się kimś innym. Nadludzkie siły wstąpiły w nią, jej wątłe ramiona podnosiły i ciskały na wszystkie strony pokaźnych mężczyzn. Co niektórzy byli już na tyle przytomni, że zaczęli uciekać.
Ostatniego dogoniła, jak biegł uciekając ku ścieżce wśród żywopłotów, wiodącej do gabinetu dr Freuda.
Została sama. Dookoła leżały w kałużach krwi nieruchome ciała. Słońce schowało się za chmurami, polanę spowiła mgła. Przed nią żywopłot i ścieżka, za nią leżące trupy i von Krolock, ze swoim wampirzym darem dla niej.
Rozpłakała się, zupełnie dla siebie nieoczekiwanie. Nikt nie patrzy, teraz już można. Krzyknęła przez łzy:
R: Dlaczego jedyny mężczyzna, który coś mi dał, zamiast wyciągać obleśne łapy by brać, leży bez ruchu, martwy!?
F: Czy dałaś sobie szansę na to, by poznać tą odpowiedź?
R: Och, idź już do diabła ze swoją psychologią! Do diabła z tym jego darem! Do diabła z wami wszystkimi!
Świat znów zawirował jak w kalejdoskopie.
Cdn.
Post został pochwalony 0 razy
|
|